poniedziałek 4 grudnia godz.16.00-17.15 hala sportowa SP Debrzno i środa 6 grudnia godz.16.00-17.15 hala sportowa SP Debrzno
JUNIORZY D2
wtorek 5 grudnia godz.16.30-17.30 hala sportowa SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.16.30-17.30 hala sportowa SP Debrzno
JUNIORZY E1
wtorek 5 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno
JUNIORZY E2
wtorek 5 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno
JUNIORZY F1
środa 6 grudnia godz.17.15-18.30 hala sportowa SP Debrzno i piątek 8 grudnia godz.16.15-17.30 hala sportowa SP Debrzno
JUNIORZY F2
poniedziałek 4 grudnia godz.17.15-18.30 hala sportowa SP Debrzno i piątek 8 grudnia godz.15.00-16.15 hala sportowa SP Debrzno
AKADEMIA PIŁKARSKA
grupa I (roczniki 2018 i 2019, juniorzy G1), trener PAWEŁ WŁADYCZAK; wtorek 5 grudnia godz.16.00-17.00 sala nr 30 SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.16.00-17.00 sala nr 30 SP Debrzno
grupa II (roczniki 2016 i 2017, juniorzy F2), trener PAWEŁ WEGNER; poniedziałek 4 grudnia godz.17.15-18.30 hala sportowa SP Debrzno i piątek 8 grudnia godz.15.00-16.15 hala sportowa SP Debrzno
grupa III (rocznik 2015, juniorzy F1), trener PAWEŁ WEGNER; środa 6 grudnia godz.17.15-18.30 hala sportowa SP Debrzno i piątek 8 grudnia godz.16.15-17.30 hala sportowa SP Debrzno
grupa IV (roczniki 2013 i 2014, juniorzy E1 i E2), trener KRZYSZTOF DUDZIC; wtorek 5 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.17.30-18.30 hala sportowa SP Debrzno
grupa V (rocznik 2012, juniorzy D2), trener BARTŁOMIEJ LICA; wtorek 5 grudnia godz.16.30-17.30 hala sportowa SP Debrzno i czwartek 7 grudnia godz.16.30-17.30 hala sportowa SP Debrzno
grupa VI (rocznik 2011, juniorzy D1), trener NORBERT MUCHA; poniedziałek 4 grudnia godz.16.00-17.15 hala sportowa SP Debrzno i środa 6 grudnia godz.16.00-17.15 hala sportowa SP Debrzno
AKTUALNOŚCI
W samo okienko (115) - Milczenie nie jest złotem
27.07.2020r.
Znam co najwyżej jedną osobę, która mogłaby wypowiedzieć się zdecydowanie więcej i z trudnym do obalenia znawstwem na temat tego, co zaszło w minioną sobotę w meczu Widzew Łódź kontra Znicz Pruszków. Siedziałem na pomoście jeziora Miejskiego, w sielskiej atmosferze, wpatrując się z osłupieniem w ekran telefonu, śledząc na żywo transmisję z meczu sławetnego RTS-u. Wiem, jakie katusze ta osoba musiała przechodzić w tamtym momencie. Rozgrywał się przecież pojedynek o awans, o kolejny krok w drodze do elity i mało brakowało, a marzenia poszłyby na dno jak kamień.
Dzieje się coś przerażającego w ostatnich miesiącach w naszym kraju. Nie wiem czy to tylko pandemia padła nam na głowy i obrodziło świrusami dookoła, czy też z nudów i dobrobytu wydobywa się z co niektórych z nas to, co najmniej człowiecze? I że na progu trzeciej dekady XXI stulecia wracamy do metod znanych ze średniowiecza?! Na wielu polach, niestety, jak okiem sokolim sięgnąć. Rozumu nie starcza, by to wszystko okiełznać, pojąć, tak jakby, kilkanaście wieków szlag trafił, amba jakaś zżarła niepostrzeżenie, a nas cofnęło do chwil, gdy cytuję: "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Nawet jedno z przykazań o szanowaniu bliźniego swego też jakoś niektórzy interpretują jak chcą.
Widzew wywalczył awans do zaplecza ekstraklasy, ale zanim dotarły remisowe wieści z Katowic (tam GKS grał z Resovią Rzeszów i musiał wygrać, by wyprzedzić właśnie łodzian), na trybunach wrzało jak w piekielnym kotle. Chyba sam diabeł Boruta z pobliskiego Zgierza pojawił się na stadionie. Takiego zakończenia nie wymyśliłby żaden reżyser filmowy: drużyna łodzian przegrywała ze Zniczem 0:1, ale awansowała i... zamiast radości, korków szampana, otrzymała salwę gwizdów, wyzwisk, kubeł lodowatej wody. Zawodnicy brali nogi za pas, salwowali się ucieczką przed swoimi kibicami, którzy wcale nie ze szczęścia chcieli ich dopaść, by ściągnąć koszulki. Kibice uznali, że nie wszyscy godni są reprezentowania barw wielkiego klubu z Alei Piłsudskiego i zdzierali z nich trykoty niczym banda rozwydrzonych dzikusów polujących na skalpy.
Rozumiem gniew. Rozumiem złość i nadszarpnięte nerwy, na których najwidoczniej piłkarze Widzewa grali kibicom całą rundę wiosenną, i w końcu przegięli strunę. Niemniej jednak samosąd prowadzi nas na szafot, skąd już tylko krok do czynów bardziej zbrodniczych. Nie tędy droga. Nie sierpem i nie młotem. Mamy inne instrumenty i narzędzia, by dokonać zmian. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby w tym meczu Widzewa na trybunach zasiadł komplet siedemnastu tysięcy widzów... i nie oddział kilkudziesięciu, ale kilkuset wściekłych kibiców wdarłoby się na arenę.
A może poczuliśmy się bezkarni? Skoro gdzie indziej tamy rozsądku już dawno pękły, retoryka Kalego wróciła na salony - "jak Kali ukraść komuś krowę to jest dobrze, ale jak Kalemu ukraść krowę to już nie jest dobrze" - to czemu się dziwić? Tym bardziej warto zaciągnąć ręczny hamulec i przystopować tę wariacką jazdę po bandzie zanim sami będziemy ferować wyroki i brać sprawy w swoje ręce zbyt dosłownie. Trudno jest mi milczeć, gdy powódź głupoty wdziera się w zakamarki miasta.
W kultowym filmie "Ziemia obiecana", opowiadającym nomen omen o włókienniczej Łodzi, dochodzi do pożaru fabryki. Idzie z dymem w mgnieniu oka, choć była budowana z mozołem, w pocie czoła. Jedna gorąca prośba: niech nikomu nie przyjdzie więcej do głowy podkładać ogień pod widzewską manufakturę marzeń, a dla obecnych jeszcze piłkarzy i trenerów należy przypomnieć słowa nieodżałowanego Ludwika Sobolewskiego: "może ktoś jest i dobry, ale pytanie czy dość dobry, by grać w Widzewie".