AKTUALNOŚCI
W samo okienko (94) - Ulubiony serial01.07.2017r.
Jaki jest mój ulubiony serial? Dominujący na ekranie telewizora jest u mnie kolor zielony. Murawa błyszczy się jak świeżo malowana i nie moja wina, że piłkarskie transmisje są obecnie rozciągnięte praktycznie przez cały boży tydzień. A książka, którą otrzymałem w prezencie, okazała się rewelacyjnym biletem wstępu do zapoznania się z historią niemieckiej ekstraklasy w dość nietypowy sposób.

Tak, Bundesliga dopiero po latach stała się moim ulubionym serialem, bo wcześniej bardziej ceniłem - choć tylko na papierze, bo o transmisjach można było pomarzyć - angielską Premiership, potem Premier League. A Przyjaciel z Debrzna, który książkę podarował, zawsze uparcie obstawał przy swoim, że jednak to Bundesliga jest najlepsza. Z uwagi na fakt, że tylko krowa nie zmienia poglądów, więc ja zweryfikowałem swoją opinię i przyznaję, że ten futbolowy niemiecki serial śledzę od kilku lat z wypiekami na twarzy i również uważam go za number one.

Ci, którzy chcą się dowiedzieć o historii już ponad 50-letnich rozgrywek ligowych w Niemczech bez wątpienia muszą sięgnąć po wydaną ostatnio książkę autorstwa Ronalda Renga "Bundesliga". Nie jest to zestaw suchych statystyk i tabel, ale trzymająca w napięciu zręczna przeplatanka pomiędzy wyczynami i losami głównego bohatera, którym jest Heinz Höher - piłkarz m.in. MSV Duisburg, Twente Enschede, a następnie trener w Bochum czy Norymberdze - a spojrzeniem na rodzący się nad Renem piłkarski przemysł. Dla osób, którzy dorastali na kilkugodzinnych program typu "Ran", podsumowujących daną kolejkę spotkań, będzie to wehikuł czasu i powrót do wspomnień.

Książka rozpoczyna się jak dobry film sensacyjny od wątku "Gołoledź w polu karnym". Mamy 15 lutego 1976 roku i czterech facetów uknuło misterny plan "skoku na kasę" w iście grenlandzkim stylu. Murawa stadionu VfL Bochum pokryta była śniegiem, a do ligowego meczu z Schalke 04, zostały dwa dni. Przed północą ów kwartet "spryciarzy" wylał setki wiader wody na oba pola karne, co przy ujemnej temperaturze szybko zamarzło. Następnego dnia przyjechała komisja weryfikacyjna i mecz naturalnie odwołano, bo na lodzie nikt grać nie będzie. Po co to wszystko? Okazało się, że włodarze VfL Bochum potrzebowali szmalu i zrobili ten sabotaż, aby mecz z Schalke mógł zostać rozegrany w oddalonym o kilkanaście kilometrów Dortmundzie, gdzie murawa nadawała się idealnie do gry. Idiotyczne? Nie, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że stadion w Bochum mógł pomieścić 20 tysięcy widzów, a arena Westfalenstadion w Dortmundzie aż 54 tysiące. Rachunek okazywał się dość prosty: można było zarobić na tym jednym meczu, wykorzystując nędzną lutową aurę, jakieś pół miliona marek... W roku 1976 wpływ ze sprzedaży biletów był głównym dochodem dla klubu. Numer udał się tylko raz i dopiero po kilkudziesięciu latach wyjawił go Herr Höher, który był jednym z tej czwórki przedsiębiorczych. Zresztą mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że dla Heinza Höhera ta powieść mogła być innym sprytnym posunięciem na zarobienie nieco grosza jak na własnej biografii.

Zatem odkryjcie sami co powiedział o wariatkowie słynny trener Otto Rehhagel? Jaka jest opinia Uli Hoenessa na temat tego, czym jest tak naprawdę Bayern Monachium? Kto powinien mieć przydomek "Dwa piwa i lufa"? To tylko część ze skarbnicy anegdot i historii, które warto poznać.

A propos nawadniania organizmu, przytoczę na koniec arcyciekawy fragment: "Picie jest niezdrowe, tłumaczył swoim piłkarzom Heinz Höher. I wcale nie miał na myśli alkoholu, ale wodę, soki i wszelkiego rodzaju napoje. Epokowe odkrycie z dziedziny medycyny sportowej przez lata utrzymywało się uparcie w Bundeslidze: im mniej płynów piłkarz przyjmował, tym lepiej rosły i pracowały mu mięśnie. Kto był autorem tej tezy, tego nikt w Bundeslidze nie potrafił już powiedzieć, ale większość trenerów niezłomnie hołdowała tej idei. Na obozie treningowym po ciężkim porannym treningu piłkarze VfL Bochum dostawali do picia jedynie szklankę wody do obiadu. Nie lepiej wiodło się piłkarzom Eintrachtu Frankfurt, którzy odwodnieni i zrozpaczeni popijali potajemnie wodę spod prysznica, aż w końcu przyszedł trener Erich Ribbeck i pozakręcał kurki." A to był rok 1973...

Ronald Reng "Bundesliga", Wydawnictwo SQN 2017.

(© arek.lewenko@interia.pl),


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::