AKTUALNOŚCI
W samo okienko (93) - Mitologia rzymska26.06.2017r.
Stulatkom do znudzenia zadaje się pytanie co pomogło im dożyć tak sędziwego wieku, jaką mają receptę na bicie kolejnych rekordów długowieczności, gdy na torcie już brakuje miejsca na świeczki. Odpowiedzi są przeróżne i często mało zaskakujące, wręcz szczęka nie opada. Mamy zatem: jedzenie małych ilości mięsa, ograniczenie liczby spożywanych kalorii, utrzymywanie dobrych relacji z innymi ludźmi, czy też regularna aktywność fizyczna. Wydawać by się mogło, że frazes goni frazes, a lata sobie lecą.

Wieki mówią, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, do tego Wiecznego Miasta opalającego się w słońcu Italii nad Tybrem, tryskającego tu i ówdzie źródłami wody zapewniających turystom darmowe łyki dla ochłody i przywracających trzeźwość umysłu do dalszych wędrówek w odkrywaniu starożytnych zabytków lub nowożytnych bunga bunga. Zależy kto co woli.

Fala piłkarskich rozgrywek sezonu 2016/2017 przeszła dość niedawno bez większych niespodzianek, a rynek transferowy zaczyna bulgotać jak woda w czajniku. W tym samym czasie, gdy Real Madryt sięgał po kolejny Puchar Mistrzów, inny wielki europejski klub żegnał swoją legendę. "Arrivederci Capitano!" rozpaczały rzymskie gazety, a tłumy zgromadzone na Stadio Olimpico, gdzie AS Roma rozpieszcza swoich tifosi, roniły łzy. Kibice płakali jak bobry, trzymając w rękach kartonowe "10" symbolizujące numer na koszulce swojego herosa, dla którego wygrany pojedynek ligowy z Genuą (3:2) był ostatnim w karierze. Mitologię rzymską można zacząć pisać od nowa i rozdział dla bohatera o nazwisku Francesco Totti jest już zarezerwowany.

Fontanna di Trevi jest miejscem wyjątkowym i tłocznym w Rzymie, bo każdy chcąc powrócić do miasta Juliusza Cezara i innych imperatorów, powinien właśnie tutaj rzucić monetę przez ramię za siebie. Magiczne zaklęcie ponoć działa, a kupa bilonu spoczywa na dnie fontanny przez pewien czas do kolejnego odławiania. Zdjęcie z przebranym gladiatorem lub centurionem na Schodach Hiszpańskich lub pod Koloseum będzie z pewnością ciekawym wspomnieniem, ale chyba nie tak mocnym jak opowieść o innej postaci z futbolowej cywilizacji.

Jeżeli znakiem rozpoznawczym wielkiego gracza miał być jego rozwój piłkarski wraz z wiekiem, to 40-letni Totti był najlepszym przykładem. Nie oznacza to wcale, że z każdą wiosną na karku stawał się coraz lepszy. Kluczem okazało się trafne dokonywanie trudnego wyboru, koncentrując się przez te wszystkie lata na doskonaleniu swoich mocnych stron, zamiast syzyfowej próby na wyeliminowaniu słabości. Fani Giallorossich (żółto-czerwone barwy AS Roma) z pewnością wskazaliby erę pod wodzą trenera Fabio Capello i zdobycie mistrzostwa Włoch jako najlepszy okres gry Tottiego. Jednakże prawdą jest, że to inny szkoleniowiec - Luciano Spalletti - potrafił natchnąć Francesco do wspięcia się na wyżyny swoich umiejętności. Kiedy Spalletti po raz drugi objął rzymski klub, Totti skończył 30 lat i sięgnął z kolegami dwukrotnie po Coppa Italia, czyli Puchar Włoch, oraz trzykrotnie po wicemistrzostwo kraju. To wszystko w ciągu 4,5 roku.

To co wyróżniało Tottiego, kapitana AS Romy, związane było z jego boiskową inteligencją i niesamowitą umiejętnością dostosowania się do potrzeb drużyny. Kameleon w talii, który w drugiej połowie lat 90-tych ubiegłego wieku świetnie wcielił się w postać "fałszywej dziewiątki". W pewnym momencie - gdy ze składu z powodu kontuzji wypadło kilku graczy - Totti, nominalny skrzydłowy - został desygnowany do meczu jako środkowy napastnik. Wzruszył ramionami i zinterpretował rolę po swojemu, często cofając się po piłkę nawet za linię pomocników, czyniąc spustoszenie i ból głowy przeciwników przez pełne 90 minut: "Iść za nim? Czy nie iść?". Ówczesna AS Roma, grając w układzie 4-6-0, pokusiła się o kolekcję 11 wygranych z rzędu, ustanawiając nowy rekord włoskiej ekstraklasy Serie A.

Trener Spalletti powiedział o nim kilka zdań pełnych lukru i uwielbienia, np. "podać piłkę Tottiemu, licząc na gola, to jak włożyć pieniądze do banku na lokatę terminową", albo "Ustawiając Francesco blisko pola karnego to jak wpuścić wilka do zagrody z owcami: już sama jego obecność sieje postrach". W 2006 roku doznał groźnej kontuzji kolana, z której dość szybko się wyleczył m.in. dzięki wysiłkom osobistego trenera Vito Scali, i pojechał na mistrzostwa świata do Niemiec, gdzie zdobył czwarty tytuł i złoty medal dla reprezentacji Włoch.

Ten sukces okazał się preludium do najlepszego w historii wyczynu piłkarza w kampanii 2006/07, a mianowicie zdobycia 50 goli dla AS Roma we wszystkich rozgrywkach, co zapewniło mu statuetkę Złotego Buta. Co więcej - dość blado wyglądająca konfrontacja z Manchesterem United w ćwierćfinale Ligi Mistrzów (2:1 w Rzymie i 1:7 w rewanżu na Old Trafford) - zawróciła w głowie sir Aleksowi Fergusonowi mocniej niż szkocka whisky. Szkoleniowiec Manchesteru przekonał się po pierwszym przegranym pojedynku na Stadio Olimpico do koncepcji gry bez nominalnego napastnika i już w kolejnych odsłonach tasował pozycjami Cristiano Ronaldo, Wayne'a Rooney'a i Carlosa Teveza niczym asami w swojej talii. Efekt: zdobycie mistrza Anglii i Ligi Mistrzów. Na marginesie można dodać, że ten sam koncept jeszcze bardziej podchwycili Hiszpanie, sięgając w następnych latach za czasów Del Bosque po swoisty hat-trick: dwukrotny triumf w Europie (2008 i 2012) oraz w świecie (2010). A wszystko zaczęło się od Tottiego jak podają mity rzymskie...

Od tamtego cudownego roku, czyli annus mirabilis, kapitan AS Romy pozostał pewny jak wspomniana wyżej lokata bankowa. 145 goli z 300 jakie zdobył dla klubu uczynił to po przekroczeniu 30. roku życia. Zwykle mówiło się o długowiecznych bramkarzach (jak choćby 41-letni Dino Zoff, czy wciąż grający na topie 39-letni Gianluigi Buffon), którzy nie muszą tyle biegać co zawodnicy z pola, to i stać ich na większy "przebieg" w karierze piłkarza. Tymczasem Totti pobijał dalsze rekordy. W 2014 roku swoje 38. urodziny spuentował słodkim lobem i golem nad Joe Hartem z Manchesteru City, co sprawiło, że został najstarszym zdobywcą bramki w Lidze Mistrzów. W jaki sposób utrzymanie wysokiej formy sportowej jest domeną zawodników z Półwyspu Apenińskiego? Czy to znowu ta cudotwórcza dieta śródziemnomorska?

Francesco debiutował we włoskiej Serie A w wieku 16 lat i poprzez 24 sezony był wierny tylko jednemu klubowi. Miłość do 90-letniej AS Romy (klub powstał w 1927 roku) przeradzała się w zrozumiałą zazdrość innego lokalnego rywala Lazio, któremu Totti pakował gola za golem przy okazji rzymskich derby. I dokładał do tego jeszcze celebrację godną herosów - raz było to selfie na tle tablicy wyników z wynikiem 2:2 i jego nazwiskiem przy obu trafieniach, a innym razem zabawienie się w kamerzystę skanującego pieczołowicie cały stadion. "W dniu kiedy skończy grać wyślemy mu skrzynkę Prosecco" - kwitowali ze złością przemieszaną z admiracją fani Lazio. W końcu - raz na ile lat trafia się facet z ich ukochanego miasta i nie daje się uwieść innym europejskim gigantom futbolu za żadne pieniądze świata?!

Niektórzy wytykali mu prostactwo, niski iloraz inteligencji, a Totti zamienił to w żart i mając bardzo duży dystans do siebie wprowadził na listę bestsellerów książkę z wszystkimi dowcipami na swój temat. Blisko pół miliona egzemplarzy zostało sprzedanych niemal w mig, a cały dochód przeznaczono na UNICEF, którego włoski piłkarz jest ambasadorem. Jeden z żartów leci w te słowa: Francesco i Alesandro Del Piero wychodzą z poprawkowego egzaminu w szkole podstawowej.

- I jak ci poszło, Alex? - pyta Totti.

- Niezbyt dobrze. Oddałem pustą kartkę - odpowiada Del Piero.

- O cholera! Ty też! Znowu będą mówić, że ściągałem od Ciebie - rzekł Totti, chowając głowę w dłoniach.

Ave Francesco!

PS. Inspiracją do powyższego teksu był artykuł Andrew Murray'a z magazynu "Four Four Two".

(© arek.lewenko@interia.pl),


::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::