AKTUALNOŚCI
W samo okienko (81) - Zapach zwycięstwa18.10.2016r.
Kręciłem się wokół własnej osi niczym robot R2D2 z Gwiezdnych Wojen. Co prawda oczy nie błyskały mi milionami kolorów i nie wydawałem głupawych pisków, ale zgadywanka szła w najlepsze do pewnego czasu. Orzysz... Warmińsko-mazurskie i nazwa klubu Śniardwy. Sochaczew... mazowieckie albo łódzkie i klub Orkan. Siedlce... mazowieckie i klub Pogoń. Odczytywałem po kolei nazwy miejscowości na biało-czerwonych flagach rozwieszonych na Stadionie Narodowym i quiz piłkarsko-geograficzny trwał niczym telewizyjny teleturniej skojarzeń.

Ścinawka Średnia... No tak. Tutaj poległem i musiałem zapytać Wujka Google gdzie to jest. Okazuje się, że dolnośląskie i klub Zjednoczeni z piątej ligi mistrzów. Później znowu było kilka łatwych kąsków, aż ujrzałem nazwę Świętoniowa. Gdyby to było pytanie za milion, musiałbym obejść się smakiem, chyba że telefon do przyjaciela uratowałby mi skórę i tę niebagatelną sumkę można by zgarnąć i podzielić się. Odpowiedź: podkarpackie i klub Wisłok, od nazwy rzeki, założony w 1948 roku, obecnie lider B-klasy w podokręgu Przeworsk. Polecam tę zabawę przed meczem, zwłaszcza przed takim jak ten z Armenią, gdy nikt nie przyjmuje do wiadomości innego rezultatu tylko zwycięstwo. No chyba, że jest się Ormianinem.

Ktoś rozlał flakonik... ba, coś znacznie większego, czyli amforę, i zapach wygranej roznosił się po Stadionie Narodowym już po zgaszeniu duńskiego dynamitu w sobotę, choć mało brakowało, aby ten ładunek wybuchowy Ex-Gangu Olsena eksplodował w końcówce i urwał nam punkty. Tak to już jest przed pojedynkami ze słabeuszami, że zanim wejdzie się do szatni, to już myśli zawodników niczym zadowolone sępy krążą nad łatwą ofiarą. Jakim to przeciwnikiem jest ostatnia drużyna w tabeli, żeby się przejmować ostatecznym rezultatem? Z takimi wygrywa się podobno na stojąco i wydaje się, że nie pozostaje nic innego, jak tylko obstawić w jakim rozmiarze S, M, L, XL, a może XXL ubierze się dzisiejszego wieczoru bogini zwycięstwa - Wiktoria.

Kiedy cenne sekundy i minuty przelatują jak piasek w starożytnej klepsydrze, a bramki ani widu, ani słychu, to zaczyna robić się nerwowo. Błogie uczucie nadal koi umysł jak na polowaniu na podprowadzonego zwierza, gdy wiadomo, że w końcu padnie ten strzał i przysłowiowy worek z golami zostanie rozwiązany jak zerwana banderola w losowaniu Lotto. A tymczasem jedno pudło, drugie pudło i pojawia się Pani Ka, a w głowach gotuje się powoli hasło: "Panowie, ten mecz MUSIMY przecież wygrać!".

Niewytłumaczony jest do końca syndrom lekceważenia przeciwnika, co wielokrotnie mściło się sensacyjnymi rozstrzygnięciami. Czasami mam wrażenie, że ktoś złośliwy właśnie na nasze reprezentacje zrzucił tę plagę czy klątwę utraty koncentracji przed takimi pojedynkami, ale futbolowy świat zna mnóstwo innych wpadek faworytów, którzy nie potraktowali serio swoich teoretycznie i praktycznie o wiele słabszych rywali, a potem długo nie mogli dojść do siebie po blamażu. Wystarczyłby remis z jakimiś Wyspami Owczymi czy Maltą, aby znaleźć się w piłkarskim rankingu wstydu. My kiedyś zremisowaliśmy z niedowierzaniem i z Cyprem 0:0 w Gdańsku w 1987 roku i furtka na wyjazd na EURO 1988 zamknęła się...

Na szczęście ostatni pojedynek z Armenią zakończył się idealnym soczystym rozegraniem byłego duetu Borussii Dortmund: "Kuba" - "Lewy" niczym akcja najlepszych rabusiów bramek na zielonej murawie.

Proszę wywiesić sobie w szatni tabliczkę: "Ostrożnie z tym zapachem jak z dynamitem". Pokora i jeszcze raz pokora.

(© arek.lewenko@interia.pl),

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::