AKTUALNOŚCI
W samo okienko (65) - Zakon, czyli reguły przetrwania16.11.2015r.
Ostatnio zauważyłem, że ceny borówek, malin i płatków gryczanych poszybowały wysoko niczym niechcąco wypuszczony z rąk latawiec. Po tym, jak Robert Lewandowski zdradził sekret serwowanej mu diety, popyt na wymienione składniki odżywcze wzmógł się wyraźnie. Nie potrafiłem sobie tylko przypomnieć tego, czy jak Adam Małysz opowiedział o bułce i bananie, to również ta para pożywienia zyskała na cenie. Lewandowski chce w każdym meczu zagrać równe dwie połowy na najwyższym poziomie, a Małysz chciał zawsze oddać dwa równie długie skoki.

Kiedy wszedłem na obszar Akademii Piłkarskiej VfL Wolfsburg oniemiałem. I to wcale nie z zachwytu. Przez chwilę wmurowało mnie w beton i tylko wodziłem wzrokiem po starym obiekcie Stadionu Porsche z dużym niedowierzaniem. Może człowiek nie spodziewał się luksusowych aut na parkingu, czy też budynków z porcelany i złotych klamek, ale... Tymczasem miałem przed nosem zwykły szary budynek internatu niczym klasztor zakonny, a w nim przez okna można było dostrzec krzątających się osobników w zielonych strojach VfL, część z nich siedząca na sali wykładowej, część machających kończynami górnymi lub dolnymi w sali ćwiczeń rehabilitacyjnych. Byli jak średniowieczni kandydaci na rycerzy, zdobywający wiedzę teoretyczną przed wyjściem na turniej, albo liżący rany po towarzyskich bojach. Ich codzienny rytuał dla wielu może wydawać się nudny, wręcz ascetyczny: pilnowanie diety, czas dnia rozpisany na minuty. Regulamin życia w takiej Akademii naprawdę żywcem przypomina żywoty rycerskiej braci. Ciężkie to przecie jest zajęcie, wszak wszędzie dookoła czyha pokusa goła. Zero przepychu. Zero luksusu. Na wszystko muszą dopiero zapracować. A tymczasem większość z nich śmiga na rowerach po mieście Volkswagena.

Co prawda w każdym z nich płynie inna krew, ale bez wątpienia jeden przyświeca im cel. Wejść jak najwyżej w sportowej hierarchii i uniknąć potrzasków życia powszedniego. Nie załapać się do drużyny utracjuszy, których - co ciekawe - życiorysy wypełnione po dziurki w nosie alkoholem lub hazardem opisywane są ostatnio często i gęsto, próbując "zachwycić" młodych czytelników faktami o straconej szansie na pozytywne zapisanie się w piłkarskiej historii.

Dość jednak o futbolowych fajtłapach, których większość bardzo szybko została okrzyknięta super talentami i drzwi mieli wszędzie otwarte. Ci, którzy mieli do szkoły "pod górkę", jak choćby Robert Lewandowski, uformowali swój charakter poprzez makabrycznie ciężką pracę i niemal ośli upór. Tylko determinacja w osiągnięciu jakiegoś celu może zawlec cię na szczyt.

Wspomniany "Lewy" odrzucany był tu i tam. W Legii pewnie dostał ksywę "Bolek", bo dla niektórych "łowców talentów" był po prostu cienki i wcale nie chodziło o warunki fizyczne. Kiedy trafił do Borussii Dortmund z Lecha Poznań, kilka miesięcy przesiedział na ławce rezerwowych. Trudno wtedy było znaleźć w prasie wypowiedzi Roberta, gdzie skarżyłby się na trenera i otoczenie. Do nikogo nie miał pretensji, z pewnością tylko do siebie, że tak późno zaczął uczyć się światowej piłki nożnej. Na pęczki można by wyliczyć wielu innych zawodników, którzy wyjechali do zachodnich klubów i skomleli ze złości, że nie grają w podstawowym składzie. Ilu z nich przyłożyło się do tego po prostu lenistwem i nie przestrzeganiem reguł mistrzów? Śniadanko, trening, obiadek, trening, kolacyjka, trening, paciorek, siku i lulu, bo jutro ten sam zestaw lub mecz. Żadnych eskapad do baru czy do kasyna. Nie jest łatwo odmówić pokusom zwłaszcza, gdy ma się kasy jak lodu. Ale jak to lód, jak się go nie trzyma w zamrażarce, to szybko topnieje.

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::