ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (47) - Droga do Łez 12.06.2014r.
Kiedy aniołowie leją żar z nieba, człowiek szuka odrobiny cienia, w którym można znaleźć ogromną ulgę. Większość z nas porusza się w takim ukropie zabójczym tempem żółwia i najlepiej schować się do skorupy, a co dopiero wyjść na zieloną trawkę i rozegrać mecz. Ot, pestka, takie tam pełne 90 minut na wyśrubowanych obrotach w klimacie wyciskającym ostatnie poty. Mundial, czyli Gra o Wszystko. Lub Droga do Łez, jak kto woli.

Sam byłem bliski sięgnięcia po chusteczkę kilka razy, choć może wstyd się przyznać, bo podobno chłopaki nie płaczą. Najpierw w 1982 roku, gdy drużyna Brazylii, mająca kosmiczny wręcz skład, gdzie de facto tylko bramkarz wydawał się być najsłabszym ogniwem, odpadła z turnieju wyeliminowana przez Włochów. To był pasjonujący pojedynek w drugiej rundzie mistrzostw w Hiszpanii, który wielu fanów doprowadził do łez, a niejaki Paolo Rossi został okrzyknięty "rabusiem wszechczasów", bo skradł marzenia milionów. Tak, milionów, ponieważ w takich liczbach należy przedstawiać miłośników Canarinhos. Ech, tamta Brazylia to był zespół Wirtuozów wpędzających rywali w osłupienie po prostych acz finezyjnych zagraniach piętą. Nieodżałowany Socrates: gracja i ten stoicki, wręcz filozoficzny styl wykonywania karnych z miejsca, Roberto Falcao - kręcący przeciwnikami w środku pola i jego atomowa lewa noga, Junior, no i Zico, którego ochrzczono "Białym Pele". Ale na tym samym mundialu łzy szczęścia popłynęły także po sukcesie biało-czerwonych, którzy wstrzelili się idealnie w panującą wówczas sytuację polityczną w Polsce. Ten zdobyty srebrny medal w pewien sposób również utorował drogę do przemian nad Wisłą. Wystarczy przypomnieć sobie "zwycięski" remis z ZSRR 0:0.

Cztery lata później znowu blisko łez, gdy w 1986 roku w Meksyku, Zico przestrzelił pierwszego karnego w meczu z Francją, który mógł przypieczętować awans Brazylii do półfinału i strefy medalowej. Zresztą Zico nie był jedynym, który po spudłowanej "jedenastce" wolałby: (A) zapaść się pod ziemię, (B) teleportować lub (C) rozpłynąć się w powietrzu. Mundialowa Galeria Pudlarzy jest dość liczna i bogata w sławy, np. Robert Baggio. Frajda dla kibiców, czyli loteria z karnymi po "partii szachów" w dogrywce, przypomina wyciągnięcie majestatycznej gilotyny na plac piłkarski i wiadomo, że ktoś głowę stracić musi. Nie ma bata, jak mawiają dorożkarze.

Skąd taka fascynacja Brazylią? Nie ukrywam, że straciła ona nieco na znaczeniu z biegiem lat. Tutaj nie chodzi o admirację i zapatrzenie w jeden kraj z Ameryki Południowej. Tak naprawdę warto zabawić się w poszukiwacza pereł i odnaleźć w futbolu artystów, którzy tworzą widowisko i chce się ich oglądać, a potem naśladować. Z każdym mundialem mam wrażenie, że trzeba sięgać głębiej i mocniej wytężać wzrok, bo futbol coraz bardziej stawia na robotykę, czyli na produkcję graczy według pewnego schematu. Przykład: skoro mówiliśmy o Brazylii, zwróćcie uwagę na lewego obrońcę Marcelo i przywołajcie w pamięci Roberto Carlosa. Zachowanie, styl gry, poruszanie się po boisku, może nie mówimy tutaj o idealnej kopii, ale to pokazuje, że od maleńkości zawodników wbija się w szablon niczym rycerzy w tę samą zbroję. Futbol zaczyna smakować tak samo w różnych częściach globu niczym zapuszkowane danie w oparciu o ujednoliconą recepturę. Z drugiej strony - ta linia produkcyjna made in 4-4-2 czy 3-5-1 jest uruchamiana w duchu teorii Pierre'a Coubertina, czyli wyżej-szybciej-dalej i nie powinienem się czepiać. Tyle tylko, że niedługo trudno będzie odróżnić grę zawodników w rzeczywistości od tej na ekranie komputera.

Cztery lata temu uwielbienie tłumów i uznanie fachowców zyskał Diego Forlan. Aż chciało się patrzeć na tego Urugwajczyka, który emanował tym wszystkim, co w piłce nożnej kochamy: radość z gry, swoboda w wyrywaniu się poza schematy, artyzm, magia w piłkarskiej sztuce, naturalna lekkość bytu. Można by wymieniać długo. I cóż z tego, że Urugwaj zajął tylko czwarte miejsce, skoro występy Forlana będzie się długo rozpamiętywać. Takich iluzjonistów należy wyszukiwać, pielęgnować i cenić, bo mistrzostwa już obecnie zaczynają przypominać mi zwiedzanie rezerwatu z szyldem "Gatunek zagrożony".

                                                                     (© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::