ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (18)
Irlandzki kac
14.02.2013r.
Męczy mnie ten "irlandzki kac" od ponad tygodnia. Żebym jeszcze faktycznie wylądował w Dublinie, który okazuje się być bardziej biało-czerwony niż szmaragdowy, i tam "zmęczył się" w jakimś lokalnym pubie, oczywiście z rozpaczy, z utopionej nadziei, że Orły w końcu chociaż oderwą się od ziemi. Żadne z tych rzeczy. Po środowym golu Roberta Lewandowskiego w potyczce Szachtara Donieck z Borussią Dortmund pytanie "dlaczego on strzela w klubie, a w kadrze nic?" świsnęło mi jak bumerang koło uszu i przywołało dubliński dramat w dwóch aktach.

Kibic, uzbrojony w skrzydła husarii, tak, że ledwo w fotelu się mieścił, zasiadł przed ekranem, by obejrzeć mecz z Irlandią. Po krótkim czasie zaczął mieć dziwne wrażenie, że gdzieś już to widział i słyszał. Takie zjawisko deja vu. Tak jakby to nie była transmisja na żywo, tylko ktoś go wpuścił w kanał i włączył mu stary, nagrany mecz, gdzie redaktor "Szpak" umiejętnie przechodzi od stanu podniecenia atakami Polaków, później próbuje doszukać się kto zawinił przy utracie bramek, by następnie – tak około 60 minuty – przejść już trochę rozdrażnionym tonem do podsumowania, rzucania retorycznych pytań w stylu "co zrobić, by kolejny występ był inny". Normalnie ktoś grzebie w telewizji i wciska ten sam serial.

Zanim przed plutonem egzekucyjnym postawimy Jakuba W., Ludo O. i Szymona P., z czystym piłkarskim sumieniem należy się zaciągnąć pod gilotynę Waldemara F. Pamiętam, jak przed wyborem nowego selekcjonera rozgorzały fora internetowe i nie tylko, przedkładając różne opcje kto i dlaczego powinien otrzymać tę mission (im)possible. Sam nawet wziąłem udział w dyskusji i oznajmiłem, że kryterium nr 1 powinno być to, że osoba ma doświadczenie i sukcesy w prowadzeniu kadry narodowej. I od tego elementu należy zacząć przegląd życiorysów potencjalnych kandydatów. Antoni Piechniczek zacietrzewiał się i pakował w umysły kibiców, że to musi być Polak i najlepiej ze Śląska, tak jakby poprzedni trener Franciszek S. nie dał wystarczającego powodu do zmiany na bardziej otwarte spojrzenie. Widocznie Piechniczek i ci, którzy wskazali nowego selekcjonera mają się dobrze z klapkami na oczach i brakuje im już tylko różowych okularów. Reprezentacja to nie jest liga, gdzie ma się 30 spotkań w sezonie, tam możesz sobie pozwolić na kilka pojedynków bez punktu, ale w eliminacjach drużyn narodowych tych meczów jest o wiele mniej. Jedna wpadka, druga wpadka i cię nie ma w finałach Mistrzostw Europy czy Świata.

Trzeba mieć zupełnie inne doświadczenie w selekcjonowaniu i ustawieniu drużyny. Tak naprawdę takim trenerem był ostatnio Leo Beenhakker, który jako pierwszy wprowadził Polskę do finałów ME i był bardzo blisko od awansu do MŚ (gdyby nie feralne gole wpuszczone przez Artura Boruca, ale tego już Don Leo nie mógł sam wybronić). Pamiętam, jak Don Leo pojechał na finały MŚ 2006 z egzotycznym Trynidad i Tobago. Jego zespół nie wyszedł z grupy, ale w pierwszym spotkaniu wprawił w niemałe osłupienie Szwedów. W 46 min. jego obrońca dostał drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę. Co w takiej sytuacji zrobił Holender? Wycofał pomocnika i wstawił kolejnego napastnika. Mecz skończył się 0:0. Trzeba mieć jaja, żeby na to się zdecydować? Wcale nie, skutkuje tu doświadczenie: wpuszczając napastnika za pomocnika daje się klarowny sygnał zespołowi, że mają atakować, wysunięty napastnik ma nękać linię obrony i hamować tempo zawiązania akcji. Wielu innych z pewnością schowałoby się jak żółw w skorupie, zdjęłoby napastnika i wprowadziłoby obrońcę, licząc na cud, że jakoś to będzie.

Nie przyjmowałem również argumentów PZPN mówiących o tym, że nie stać nas na zagranicznych trenerów. Bzdura. Polskiej piłki na to nie stać? Sportu, gdzie masa piłkarzy i działaczy tarza się w niewyobrażalnych pieniądzach? Natomiast dziwnym trafem w siatkówce czy piłce ręcznej, dyscyplinach o mniejszych budżetach, jakoś potrafią pójść po rozum do głowy.

Ustaliliśmy już, że Waldemar F. nie ma papierów selekcjonera z odpowiednim doświadczeniem. Trudno nazwać jedno wicemistrzostwo Polski jako długą listę referencyjną. Po meczu z Irlandią zastanawia mnie strategia jaką przyjmuje w budowaniu zespołu. Nie uważam się za mądralę i wybitnego piłkarskiego guru, ale wpadły mi ostatnio w ręce dwie godne pozycje książkowe, o których już wspominałem (felieton "Czarodzieje i złodzieje"). W jednej z nich Juergen Klopp mówi, że rozpoczyna tworzenie drużyny od solidnej defensywy. Jasne. W drugiej z nich, niejaki sir Alex Ferguson spowiada się, że ustawienie zespołu determinuje to, jakich ma graczy do dyspozycji, czyli nie trzyma się sztywno układu 4-4-2 czy 4-2-3-1. Po takiej lekturze, zwykły kibic spogląda na reprezentację Polski teraz i tę z feralnego EURO 2012 i co widzi? Bez zmian. Bez zmian w grze i w wynikach. Dalej reprezentacja "bije głową w mur" tym samym systemem od miesięcy, jakby nie było innej taktyki. Po raz kolejny widać, że gra z jednym napastnikiem przy słabej sile ofensywy nic nie przynosi. R. Lewandowski strzela gole w Borussii, ale wystarczy spojrzeć jaka jest siła ofensywy klubu z Dortmundu. Tam Reus czy Gotze biegają tyle, że nie trudno się doliczyć nawet trzech napastników non stop, to i sytuacji jest bez liku. W reprezentacji – jak widzę Ludo O. – który spaceruje po boisku jakby miał muchy w nosie, to aż dziw bierze, że trener nie posadził go na ławce jak szybko się dało.

Z kolei fundament obrony jest tak rzadki, jak nie powiem co. Po raz kolejny Jakub W. potwierdził, że poziom ligowy jest dla niego maksimum jak na razie. Patrząc w jego teczkę trudno znaleźć sukcesów w grze w klubie zagranicznym. Jest tam jedynie jakiś kilkumiesięczny epizod w Grecji, ale zakończył się wykluczeniem za doping. Reprezentant Polski… A co robił Szymon P. w wyjściowym składzie? Tam powinien pojawić się również lewonożny Adrian Mierzejewski, mający świetny okres w Turcji,

Ktoś łamie zasady. W reprezentacji mają grać najlepsi obecnie piłkarze. Tymczasem w Dublinie zobaczyliśmy Marcina Wasilewskiego, Damiena Perquisa, którzy nie występują w swoich klubach. Jeżeli nie mają boiskowego czucia z racji regularnej gry, to w jaki sposób mają błyszczeć w kadrze. Czy to tak trudno zrozumieć? Czyżby zaczynało się przywiązywanie do nazwisk, jak było kiedyś? Pamiętam jak Don Leo przełamał tę przeklętą zasadę i dawał szansę tym, którzy prezentują się najlepiej bez różnicy, czy grają w rodzimych czy zagranicznych klubach. Ale do tego trzeba mieć i jaja i doświadczenie.

                                                                     (© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::