AKTUALNOŚCI
W samo okienko (119) - Co tak brzęczysz?15.10.2020r.
Kiedy Kamil Grosicki wrzucił do fińskiej szafy niegrającej swoje trzy grosiki, upolowując hat-tricka i prowadząc reprezentację Polski do hokejowej wiktorii 5:1, wielcy krytycy wśród dziennikarzy zapomnieli się na chwilę i rozpalili w zachwycie nad młodą falą zmienników w osobach Sebastiana Walukiewicza czy Jakuba Modera, jednocześnie dodając hardo: "ten eksperyment ze składem miał miejsce tylko raz i nigdy więcej się nie powtórzy". Tak jakby tym stwierdzeniem opamiętali się przed krokiem w przepaść wstydu.

To byli ci sami "znawcy{" futbolu, którzy już rok temu zwolnili Jerzego Brzęczka z funkcji selekcjonera i ci sami, którzy co mecz dyktują w ucho Prezesa i ustalają skład wyjściowy biało-czerwonych. Hmm... jak diabli szeptający, brzęczący jak trzmiele, których wiele wokół, próbujący żądlić gdzie popadnie, dla zasady, ulewający swój jad narzekań do bólu. Tymczasem, jak na złość dla nich, głowa trenera reprezentacji tkwi dalej na swoim miejscu i trzyma się mocno. Stać z boku i dokazywać: to najpopularniejsza dyscyplina sportu między Odrą a Bugiem.

Ma chłop łeb na karku i nerwy ze stali, chciałoby się rzec. Miniony tryptyk z Finami, Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną zerwał z siebie kajdany dobrze znanego nam zaklęcia: mecz otwarcia - mecz o wszystko - mecz o honor. I tymczasem zamiast spodziewanego powrotu do domu mamy realne szanse na awans do finałów niechcianej i zohydzonej przez niektórych Ligi Narodów.

Jerzy Brzęczek został wrzucony na bardzo głęboką wodę. Wiadomo wszem i wobec, że piastuje rolę jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą (tuż po Prezesie) w kraju, w którym - ręka w górę ten kto nie zna się na piłce nożnej. Ciężko być w jego skórze i patrzeć na świat w różowych okularach, gdy kłody lecą pod nogi jedna po drugiej, gdy żądają Twojej głowy niczym ludożercy w jakiejś zacofanej republice piłkarskich analfabetów.

Tymczasem coś drgnęło. Coś zaskoczyło jak silnik w długo uruchamianej motorówce na jeziorze. Nowa fala utalentowanych zawodników wtargnęła na salon bez pardonu. Wspomniani Walukiewicz, Moder, Jóźwiak, ale i kolejny orzeł Krystian Bielik, po których swoje macki wyciągnęły kluby z Italii i Wysp Brytyjskich, przypominają o czymś, co Jerzy Brzęczek zna doskonale z autopsji. Kiedy w 1992 roku reprezentacja olimpijska sięgnęła po srebrny medal w Barcelonie, przegrywając po zaciekłym finale z gospodarzami (2:3), ktoś rzucił buńczucznie w eter: "Zmieniamy szyld i jedziemy dalej!". Może niektórym katalońska cava (odpowiednik szampana) uderzyła w czerep, entuzjaści gry owej kadry, jej husarskiego polotu i zabójczej skuteczności, zapragnęli wymienić w okamgnieniu trzon pierwszej reprezentacji na właśnie tych z drużyny olimpijskiej z gryzionym srebrem w zębach. Taki futbolowy zamach stanu. Bezkrwawa rewolucja na zielonej murawie, której ogień szybko zgasł. Ktoś zdmuchnął niczym świeczkę na torcie.

Nie było żadnych pertraktacji nawet przy zielonym stoliku. Kilku zawodników - w tym Jerzy Brzęczek, Andrzej Juskowiak, Wojciech Kowalczyk, Marek Koźmiński - faktycznie trafiło do kadry pierwszej ekipy, ale czas lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nakrył ich czapką, poturbował, sfaulował brutalnie. System stłamsił ich młodzieńcze marzenia o kolejnych wielkich sukcesach. Ktoś wyłączył prąd w lunaparku i tylko - aż - srebro z Barcelony błyszczało dalej jak najcenniejszy skarb.

Ostatnio wdałem się w pogawędkę z kilkoma rodzicami na temat reprezentacji. To było jakoś po spotkaniu z Holandią (0:1), w którym biegaliśmy za futbolówką jak pies za kością, z jęzorem wywalonym na wierzch. "Zwolnić trenera" - taka została wypisana recepta przez większość gawiedzi. Ta podwórkowa ława przysięgłych nie była na szczęście jednomyślna. Gdzieś zdrowy rozsądek tli się tu i ówdzie w nadwiślańskich łepetynach, bo coraz głośniejsze brzęczenie o usunięciu Brzęczka staje się monotonne niczym zdarta płyta. "Sympatyczny trener, ale nie ma wyników" - kwitowali inni, podpierając argumenty niby nie do zbicia.

Wyniki są, ale trener stał się niesympatyczny, zwłaszcza dla tych, którzy chcieli jego detronizacji, ba - wyrzucenia na zbity pysk. Tymczasem Jurek dalej jest w grze, i co ważne nie sam - sztab szkoleniowy wsparty młodymi grajkami, pokazującymi charakter, niezłe wyszkolenie techniczne, brak respektu dla rywala, wypychający umiejętnie z podstawowej jedenastki blednące naturalnie postaci wysłużonych reprezentantów.

Zmiana warty na naszych oczach, a zmiennicy napawają optymizmem. Kiedyś to już było i wydawało się, że nie wróci więcej. A jednak dalej się kręci. Nie trzeba odwracać tabeli, aby Polska była na czele.

Trzymać kciuki za Brzęczka i nie brzęczeć, bo to już stało się nudne, żeby nie rzec wyginające patriotyczną nutę.

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::