AKTUALNOŚCI
W samo okienko (115) - Milczenie nie jest złotem27.07.2020r.
Znam co najwyżej jedną osobę, która mogłaby wypowiedzieć się zdecydowanie więcej i z trudnym do obalenia znawstwem na temat tego, co zaszło w minioną sobotę w meczu Widzew Łódź kontra Znicz Pruszków. Siedziałem na pomoście jeziora Miejskiego, w sielskiej atmosferze, wpatrując się z osłupieniem w ekran telefonu, śledząc na żywo transmisję z meczu sławetnego RTS-u. Wiem, jakie katusze ta osoba musiała przechodzić w tamtym momencie. Rozgrywał się przecież pojedynek o awans, o kolejny krok w drodze do elity i mało brakowało, a marzenia poszłyby na dno jak kamień.

Dzieje się coś przerażającego w ostatnich miesiącach w naszym kraju. Nie wiem czy to tylko pandemia padła nam na głowy i obrodziło świrusami dookoła, czy też z nudów i dobrobytu wydobywa się z co niektórych z nas to, co najmniej człowiecze? I że na progu trzeciej dekady XXI stulecia wracamy do metod znanych ze średniowiecza?! Na wielu polach, niestety, jak okiem sokolim sięgnąć. Rozumu nie starcza, by to wszystko okiełznać, pojąć, tak jakby, kilkanaście wieków szlag trafił, amba jakaś zżarła niepostrzeżenie, a nas cofnęło do chwil, gdy cytuję: "sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie". Nawet jedno z przykazań o szanowaniu bliźniego swego też jakoś niektórzy interpretują jak chcą.

Widzew wywalczył awans do zaplecza ekstraklasy, ale zanim dotarły remisowe wieści z Katowic (tam GKS grał z Resovią Rzeszów i musiał wygrać, by wyprzedzić właśnie łodzian), na trybunach wrzało jak w piekielnym kotle. Chyba sam diabeł Boruta z pobliskiego Zgierza pojawił się na stadionie. Takiego zakończenia nie wymyśliłby żaden reżyser filmowy: drużyna łodzian przegrywała ze Zniczem 0:1, ale awansowała i... zamiast radości, korków szampana, otrzymała salwę gwizdów, wyzwisk, kubeł lodowatej wody. Zawodnicy brali nogi za pas, salwowali się ucieczką przed swoimi kibicami, którzy wcale nie ze szczęścia chcieli ich dopaść, by ściągnąć koszulki. Kibice uznali, że nie wszyscy godni są reprezentowania barw wielkiego klubu z Alei Piłsudskiego i zdzierali z nich trykoty niczym banda rozwydrzonych dzikusów polujących na skalpy.

Rozumiem gniew. Rozumiem złość i nadszarpnięte nerwy, na których najwidoczniej piłkarze Widzewa grali kibicom całą rundę wiosenną, i w końcu przegięli strunę. Niemniej jednak samosąd prowadzi nas na szafot, skąd już tylko krok do czynów bardziej zbrodniczych. Nie tędy droga. Nie sierpem i nie młotem. Mamy inne instrumenty i narzędzia, by dokonać zmian. Nie chcę nawet myśleć co by było, gdyby w tym meczu Widzewa na trybunach zasiadł komplet siedemnastu tysięcy widzów... i nie oddział kilkudziesięciu, ale kilkuset wściekłych kibiców wdarłoby się na arenę.

A może poczuliśmy się bezkarni? Skoro gdzie indziej tamy rozsądku już dawno pękły, retoryka Kalego wróciła na salony - "jak Kali ukraść komuś krowę to jest dobrze, ale jak Kalemu ukraść krowę to już nie jest dobrze" - to czemu się dziwić? Tym bardziej warto zaciągnąć ręczny hamulec i przystopować tę wariacką jazdę po bandzie zanim sami będziemy ferować wyroki i brać sprawy w swoje ręce zbyt dosłownie. Trudno jest mi milczeć, gdy powódź głupoty wdziera się w zakamarki miasta.

W kultowym filmie "Ziemia obiecana", opowiadającym nomen omen o włókienniczej Łodzi, dochodzi do pożaru fabryki. Idzie z dymem w mgnieniu oka, choć była budowana z mozołem, w pocie czoła. Jedna gorąca prośba: niech nikomu nie przyjdzie więcej do głowy podkładać ogień pod widzewską manufakturę marzeń, a dla obecnych jeszcze piłkarzy i trenerów należy przypomnieć słowa nieodżałowanego Ludwika Sobolewskiego: "może ktoś jest i dobry, ale pytanie czy dość dobry, by grać w Widzewie".

Święte słowa, Panie Prezesie. Trzymajmy się tego.

(© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::