AKTUALNOŚCI
W samo okienko (101) - Pięć żonglerek Stefana12.01.2018r.
Zima bawi się z nami od lat kilku jak kot z myszą. Lekki mróz chwycił styczeń w kalendarzu i trzyma, a okno szeroko otwarte. Najnormalniej w świecie powinno powiać chłodem w pomieszczeniach klubowych, a tymczasem paradoksalnie w powietrzu gorąca atmosfera. Zimowe okno transferowe rozwarte na oścież, czas zakupów, czas wyprzedaży na piłkarskim targu ("niewolników").

W Barze "Samobuj" (pisownia oryginalna) witryny nie uświadczysz. Wchodzisz do środka jak do łodzi podwodnej i pełne zanurzenie. I albo przetrzymasz to kuszenie procentów zamkniętych w butelkach, albo ktoraś z tych torped trafi Cię prawie na amen i zatopi. Jedynymi oknami na świat na tym pokładzie są ekrany telewizorów z zieloną poświatą murawy, na których 22 facetów ugania się za piłką w różnych strojach oblepionych napisami reklamowanych firm, a tysiące patrzy z trybun, pochłoniętych bez reszty przez emocje.

- ...mój syn ostatnio zapytał mnie - ciągnąłem dalej, siedząc przy kontuarze i sącząc zieloną herbatę. - ... czy widziałem prezentację tego Brazylijczyka Coutinho?

- Mhm... - barman wydobył z siebie zaledwie krótki pomruk, nie przerywając nalewania piwa dla kilku spragnionych klientów.

- Wie Pan... - spojrzałem na niego pytająco. - ...tego z FC Liverpool.

- Tak, tak. Naturalnie - wstawił pełne kufle na tacę i skinął głową na kelnerkę, dając jej znak na odbiór zamówienia. - Tego z FC Liverpool - powtórzył jak echo w lesie.

Łże jak pies - pomyślałem. Nawet nie wie o kogo chodzi.

- Nieważne... Odparłem synowi, że nie widziałem, ale spytałem jak ten Coutinho się zaprezentował. Na co syn powiedział, że beznadziejnie, że nie pokazał żadnych sztuczek i że pograł tylko trochę z dziećmi i tyle z całego show. A w ogóle to jest jeszcze podobna jakaś beka, że nie ma jeszcze numeru na koszulce.

- Co Pan powie? - Ziutek spojrzał wreszcie na mnie, zmierzwił brwi ze zdziwienia. - Ale to on do cyrku tam pojechał, czy jak, że te sztuczki miał pokazać?

Ironia wypełniła przestrzeń między nami.

- To gdzie ten Coutinho powędrował? - zapytał właściciel baru, jakby chciał uporządkować pewne fakty.

- Też do FC, tyle że Barcelona. Sęk w tym, że prezentacja zawodników, gwiazd, mija się z oczekiwaniami kibiców, którzy liczą na niezapomniany spektakl. Jeszcze niedawno pochwalenie się przez klub nowym nabytkiem kończyło się zwyczajnym zdjęciem zawodnika trzymającego koszulkę z jego nazwiskiem i numerem w towarzystwie włodarzy klubu, a teraz...

- Pokazy cyrkowe.

- Prawie tak. Podobna draka była z prezentacją Ousmane'a Dembele, gdy trafił latem ubiegłego roku z Borussii Dortmund do Barcelony. Internet huczał ze śmiechu, bo Francuz z trudem poradził sobie z... żonglerką. Ale zapytałem syna, co taki Coutinho czy Dembele mieliby zrobić...

- I co odpowiedział? - zamienił się w słuch jak surykatka na pustyni.

- Byłoby super, gdyby zrobił "dookoła świata".

- Najpierw "beka", potem "draka", a teraz "dookoła świata"... Pan w ogóle z Warszawy? - spojrzał na mnie jak na szpiega z nadmorskiej Krainy Deszczowców, a uśmiech powoli wypełzał jak żółw ze skorupy na jego okrągłą twarz. - O co chodzi z tym... "dookoła"?

Łyknąłem herbaty, nie kryjąc ubawienia i o mały włos nie zachłysnąłem się zielonym napojem.

- Pokażę Panu... - włączyłem filmik w sieci i po chwili barman pokiwał głową z niedowierzaniem.

- I to jest... potrzebne w meczu? - zapytał, sięgając po czyste kufle, bo właśnie wpłynęło kolejne zamówienie.

- Oczywiście, że nie. Pamięta Pan Chomontka?

- Pewnie, ten co godzinami i kilometrami robił "kapki", a piłka mu nie spadła na ziemię. Chyba jeszcze pod pierzyną nią żonglował i we śnie - Ziutek roześmiał się sam z siebie.

- A pamięta Pan Stefana Majewskiego?

- No jasne. To przecież ten z ekipy Piechniczka z 1982 roku, kiedy zdobyliśmy srebrny medal na mistrzostwach świata w Hiszpanii. A on co nawywijał?

- Jak wieść boiskowa niesie, podobno umiał zrobić tylko pięć żonglerek.

- I widzisz Pan, wcale nie trzeba robić tam te "dookoła świata"! Piłka nożna to prosta gra: przyjmij, podaj i wyjdź na pozycję - zdanie wieńczące wykład "profesora" Ziutka. - Ot, co! - i tutaj wskazujący palec powędrował w górę, po czym dodał z porozumiewawczym mrugnięciem: - Szczypta techniki też się przydaje, wiadomo, co nie?

Wtem do baru wtargnął jakiś facet. W jego oczach błyszczała chińska flaga, ewidentnie przypominając o zarwanej nocy, a zmierzwione włosy i wyziew, który dotarł do nas szybciej niż on sam, wskazywał na sami wiecie co.

- Prze...przepraszam pana najmocniej - przybysz zwrócił się do barmana. - Czy... czy ja tutaj wczoraj zabalowałem za... za sześć stów?

Ziutek spojrzał na niego, prawie go wziął pod lupę jak pijawkę w laboratorium i w ułamku sekundy odtworzył długą litanię drinków, która w jakiejś specjalnej intencji, została pochłonięta poprzedniego dnia przez tegoż to osobnika w towarzystwie innych "pijawek". "Niebo w gębie", "Sex on the Beach", "Lokomotywa", "Trafiony Zatopiony"... - wyliczał w myślach barman.

- Tak, zgadza się - potwierdził po chwili. - Pełne sześć stów.

- Uff!... - gostek złapał się za serce, przysiadł bezwolnie na jednym z wolnych krzeseł i wyrzucił z siebie. - Uff! A już myślałem, że... że zgubiłem tę kasę...

Popatrzyliśmy na siebie z Ziutkiem i eksplodowaliśmy śmiechem jak dwa wulkany.

(© arek.lewenko@interia.pl),

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::