ARCHIWUM AKTUALNOŚCI
W samo okienko (45) - Talizman Zizou 31.05.2014r.
Żartobliwie rzecz ujmując łączy mnie z nim kilka istotnych faktów. Wyliczam: obaj urodziliśmy się 23 dnia miesiąca, jesteśmy tego samego wzrostu, mówimy po francusku - z tym że Zinedine z pewnością o wiele płynniej, obaj graliśmy w piłkę na podobnych pozycjach i z tymi samymi numerami na koszulkach... I to tyle albo aż tyle. W kwestii sukcesów czysto piłkarskich i sławy dzieli nas naturalnie ogromna przepaść. Ostatni finał Ligi Mistrzów przypomniał mi o Zizou (czytaj: zi-zu).

Pierwszy raz jego nazwisko znalazło się w moim notesie jesienią 1994 roku, kiedy to GKS Katowice wyeliminował w II rundzie Pucharu UEFA faworyzowany francuski klub Girondins Bordeaux (1:0 i 1:1). W składzie "Żyrondystów" zagrali wówczas tacy zawodnicy jak Christophe Dugarry, Bixente Lizarazu oraz oczywiście bohater tego felietonu Zidane. Cóż - z graczy zwycięskich katowiczan nikt nie osiągnął piłkarskich szczytów na świecie jak wspomniana przed chwileczką trójka "Trójkolorowych". Potwierdza to tylko fakt, że jedna wygrana nie czyni Cię sławnym na całe życie, choć tutaj drobna korekta - chyba że jest to finał mistrzostw Europy lub świata. Co ciekawsze - w sezonie 1995/96 to właśnie Bordeaux zdobyło ten sam Puchar UEFA... Katowiczanie spoczęli na węglowych laurach.

Jesienią 1998 roku wylądowałem na pół roku we Francji, a dokładniej w Saint-Etienne, gdzie z jednej strony grzecznie studiowałem i żab nie jadłem, a z drugiej strony chłonąłem jeszcze emocje związane z zakończonym w lipcu tegoż roku mundialem. W opowieściach Francuzów rodził się kult Zizou. Zidane poprowadził "Trójkolorowych" do Pucharu Świata i ten fakt był bardzo mocno wykorzystywany politycznie przez Prezydenta Chiraca jako cementowanie społeczeństwa, które - bądź co bądź - było i jest wielokulturowe z dużą częścią wpływów muzułmańskich.

W mojej grupie studentów było kilka osób z tzw. Magrebu, czyli krajów północnej Afryki, będących przez lata francuskimi koloniami. Chodzi tutaj o Maroko, Algierię i Tunezję. I otóż jakoś w styczniu 1999 roku rozgrywany był towarzyski mecz Francja - Algieria, a areną tego pojedynku stała się Marsylia. Byłem w lekkim szoku, gdy w czasie odgrywania "Marsylianki" lwia część stadionu Velodrome buczała i gwizdała do ostatniego dźwięku hymnu gospodarzy. Trudno mi było to wówczas zrozumieć, ale jak weźmie się pod uwagę profil społeczeństwa w tej śródziemnomorskiej metropolii - porcie, to już nie ma co się tak mocno dziwić. Marsylia zdominowana jest przez emigrantów i ich potomków pochodzących właśnie z Magrebu.

Zizou był talizmanem fortuny dla tamtej reprezentacji Francji i dopiero w finale mundialu w 2006 roku coś pękło, gdy nie wytrzymał i przyłożył z byka jednemu z włoskich spryciarzy, którego nazwiska z premedytacją nie wymienię, bo takich cwaniaków boiskowych nie cierpię.

Finał Ligi Mistrzów w Lizbonie - choć po tygodniu może smakuje to już jak odgrzewany kotlet - znowu wyciągnął z cienia francuską ikonę futbolu. Twarz żującego kilogramy gumy Carlo Ancelottiego przejawiała nieziemski spokój aż do wyrównania Ramosa, tak jakby Włoch czuł, że siedzący za nim na ławce Zidane przyniesie szczęście niczym talizman zwycięstwa. Ancelotti chyba poznał znaczenie drugiego imienia Francuza, którego pełne nazwisko to Zinedine Yazid Zidane. Imię Yazid pochodzi z języka arabskiego i oznacza "stanie się wielkim". W przypadku Zizou nie chodziło tylko literalnie o sam wzrost.

PS. Zidane ma czterech synów, którzy trenują na co dzień w Realu Madryt. Najstarszy Enzo (19 lat) gra w drugiej drużynie królewskiego klubu i w młodzieżowej kadrze Francji. Czy synowie będą lepsi od legendarnego ojca?

                                                                     (© arek.lewenko@interia.pl)

::  Copyright © 2003-2024 MKS Debrzno  ::  Web design by Robert Białek  ::  Wszelkie prawa zastrzeżone  ::